wtorek, 27 stycznia 2015

"Zielonka"

"Mini-wstęp" dla nieuświadomionych:
W naszym psim stadzie rządzi niepodzielnie królewna MałaMi- czyli Mithrill. To futrzaste małe stworzeni bez ogona zupełnie zdominowało wielkiego "prawie pit-bulla". Nas też próbowała sobie podporządkować, jednak szybko została spacyfikowana. Z żalem pogodziła się z tym i obecnie hierarchia stada wygląda według niej następująco:
- Pańcia (daje żarcie!!! wyprowadza na spacer i przesuwa się przez sen w łóżku, żeby zrobić mi miejsce)
- Pańcio (bawi się, sporadycznie wyprowadza na spacer i "mizia" wieczorem po brzuszku)
- Brego ( druga miska żarcia, której nie pozwalają mi zjeść; podmiot do gnębienia; coś co ma fajne uszy do gryzienia)

Rozwinięcie:
Bregosław ze świętym spokojem już od trzech lat znosi panujący w domu psi totalitaryzm. Daje się gryźć po uszach, oddaje zabawki. Czasem w ramach buntu wyżera Mithrill chrupki z miski (bo ona ma je obecnie już gdzieś). Jednak w sobotę (zaznaczam, że ja się akurat doszkalałam poza domem) po zabawie z Pańciem Mimi nie mogła znieść myśli, że Brego ma zabawkę (ona miała swoją oczywiście, ale przecież ON nie może mieć!) To przelało czarę, poetycko mówiąc, i Breżniew "niespotykanie spokojny pies" w końcu nie wytrzymał.
Wyszolątał* MałąMi za głowę (popatrzeć można na zdjęcie- nie stanowi to problemu dla niego) Mith odruchowo chwyciła za zwisające bregusiowe ucho, ale niewiele to dało... Pańcio heroicznym wysiłkiem rozdzielił kundle i okazało się, że Mitwoch dostał w końcu w ciry. Wcale, a wcale mi jej nie żal. Rany nie są groźne- ma rozdarcie małe na pysku (już nie widać) i niestety dziurę za uchem- dziurę głębokości kła Bregosława.
I tu się wyjaśni tajemniczy tytuł:

Zakończenie a w zasadzie główna część historii :
Znów krótka retrospekcja: Mieszkając kilka lat temu na Białorusi (tak- byłam, żyłam, wróciłam) na jedną z ran Bregusia dostaliśmy tajemniczy środek zwany "Zielonka"- dodam że kosztował grosze zarówno dla nas jak i dla nich, a działał niesamowicie. Wszelkie zakażenia, infekcje itp. znikały błyskawicznie. Rana goiła się ładnie i szybko.

Wczoraj ucho Mimsa zaczęło się "ślimaczyć" mimo dezynfekcji i przypomniałam sobie o cudownym, białoruskim leku. Po całkiem krótkich poszukiwaniach znalazłam małą buteleczkę i się zaczęło...
Zielonka oprócz cudownych właściwości leczniczych ma jeszcze jedną cechę- jest zielona, wściekle zielona i tak samo wściekle barwi wszystko naokoło... Zapomniałam o tym...
Po otwarciu buteleczki opadły małe złocisto- zielone płatki. Nie zwróciłam na nie uwagi- BŁĄD nr1
W buteleczce niewiele zostało- przechyliłam by zmoczyć patyczek z watką- BŁĄD nr2
Chciałam posmarować zielonką ucho psa, który reaguje histerycznie na jakąkolwiek ingerencję w jej ciałko BŁĄD nr 3!

Błąd nr1- połowa łazienki i kuchni była w zielonych plamach, bo pod wpływem minimalnej ilości wody zielonka "ożywa" i wraca do zjadliwej zielonkowatej formy.
Błąd nr2- moje ręce i zlew są zielone- tak! to gó...no zabarwia nawet metal!
Błąd nr3- zestresowany pies zwłaszcza jeśli podrażnimy mu ranę wściekle się otrzepuje... moje ciuchy i ściany też są w zielonce...


Po kilku próbach udało mi się osiągnąć sukces... Zielonkę jest w stanie usunąć chlor... No, to mam odbarwione blaty, zdezynfekowany zlew, podrażnioną skórę na rękach i wyżartą boazerię :] i odkażonego zielonką psa:]


Ps... Na ganku, na śniegu są charakterystyczne zielone kropki... Czy TO się rozmnaża samo?!
Ps2. Mam zieloną skarpetkę... skąd na litość?!



*szolątać- potrząsać energicznie czymś trzymanym w pysku z chęcią uśmiercenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz