czwartek, 15 stycznia 2015

Mam dość... czasami...

Mam dość... dość użerania się z "solonym" piecem, wiatrem i brakiem prądu...
Wróciłam z małżem znów z czeluści garażowych piwnic- miejsca w którym króluje "Pan piec". Ponownie domagał się czyszczenia obwieszczając to wyłączeniem kaloryferów. W efekcie zeżre znów dwa razy więcej paliwa, bo musi się "rozbujać".
No mam dość tego cholernego urządzenia, które zżera moje wszystkie (choć żenująco niskie) oszczędności.
Ja nie wiem...Czy ja jestem jedyną osobą, która wyprowadziła się na wieś na zasadzie "z motyką na słońce"?
Jedyną, która nie zarabia milionów, żyje na kredyt i ledwie wiąże koniec z końcem, bo chce spełnić swe marzenia? Czasem mam wrażenie, że tak... Wszyscy "wiejscy" pikają pilotami od bram, odpalają silniki wielkich terenówek i robią ekskluzywne zakupy w miejskich galeriach... Ja NIE!

Nie mam elektrycznie rozsuwającej się bramy, wypaśnego garażu, ani nawet piły spalinowej- drewno rąbię "ekologicznie". Spłacam z małżem kredyt za dom i za dziesięcioletni samochód, a w zasadzie nawet dwa. Moje życiowe oszczędności ledwie przekraczają tysiąc złotych i uszczuplą się znacznie w przyszłym miesiącu, bo muszę spłacić zakup pieprzonego, o przepraszam, "solonego" oleju do pieca.
Zastanawiam się czy w tym miesiącu kupić nowe buty (i nie mówię o "Ecco" tylko "adidasach" na promocji w Tesco), żeby mieć w czym chodzić, czy może jednak wstrzymać się jeszcze trochę i mieć za co wyżywić małża i psy. Z trwogą czekam na tegoroczne podwyżki podatku za grunt... Na rachunek za wodę... Na wszelkie rachunki zresztą...
Tak wygląda moja sielanka na wsi...
I nadal piję herbatę... tym razem z wódką... I chyba wypiję jeszcze jedną...

No to się wyżaliłam trochę...
Idę wstawiać wodę. Dobrej nocki :] mimo wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz