Włamywaliście się kiedyś do własnego domu?
Ja miałam już okazję dwa razy... Za pierwszym razem właziliśmy przez okno do własnego mieszkania (na parterze na szczęście) bo najemca prysnął nam z kluczami- oczywiście nie płacąc, ale to inna historia...
Dzisiaj musieliśmy "włamać się" do własnego domu. Mamy drzwi wejściowe, potem mały wiatrołap i drzwi do domu. I właśnie w tych drugich drzwiach, w klamce złamała się zapadka, czy jakieś inne ustrojstwo i koniec. "Jęzor" ani drgnie. Psy w domu, my w wiatrołapie...
Na szczęście drzwi te nie są pancerne, ani nawet z litego drewna czy płyty- są złożone z listewek fantazyjnie poukładanych, trochę jak klasyczny parkiet, łączone normalnymi dechami. Małż wyważył część listewek, ja wlazłam przez utworzony otwór i wpuściłam go przez taras... Największą radochę miały psy, bo wychodzenie przez taras jest dozwolone tylko w sezonie letnim- z oczywistych powodów (temperatura), a tu niespodzianka w styczniu :]
Finalnie, drzwi zostały zdjęte z zawiasów, mechanizm wyjęty i obecnie zamykane są na "skobel"... A zamykane być muszą, bo:
1. W przedsionku jest czujka ruchu uruchamiająca alarm.
2. Psy potrafią otworzyć sobie drzwi wejściowo- wyjściowe główne :] a ochotę mają otwierać je nader często...
I tak sobie siedzę i się zastanawiam, czy tylko mi się ciągle musi coś przytrafiać? Wczoraj auto, dzisiaj drzwi, wcześniej prąd...
Może ja jakaś przeklęta jestem, czy coś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz