poniedziałek, 29 grudnia 2014

Życiowo, lecz nie wiejsko (no, może trochę :] )

Dziś wstałam przed 6.00, żeby dojechać na 7.00 do pracy. Rano podchodzę do "czasu" bardzo minimalistycznie- toaleta, kawa i wiooo! Uwielbiam spać i oszczędzam każdą minutę poranną :]
Wyjechałam przez moje wiejskie zaspy z myślą, "za chwilę będzie lepiej". Dojechałam do najbliższej miejscowości z myślą "za chwilę będzie lepiej" dojechałam do większej miejscowości z myślą "za chwilę..." dojechałam do obwodnicy trójmiasta... Jadę nią 3,4 km- czyli normalnie zanim zdążę wjechać to już prawie zjeżdżam. Dziś zajęło mi to 50 minut. Dojechałam do pracy o 7.56, zamiast 6.56... Tak, zima jak zawsze zaskoczyła drogowców, ale w zasadzie nie o to mi chodzi.
Jechałam mianowicie do pracy na dyżur. Jestem nauczycielem, tym "nierobem i darmozjadem", który nie pracuje i ciągle ma wolne. Tak... to ja :]
Ale ja w zasadzie też nie o tym. Jadąc, a w zasadzie stojąc na obwodnicy wykonałam 8 bezskutecznych telefonów do szkoły (wyobraźcie sobie nikt nie dojechał przede mną...), obudziłam jedną z pań sprzątaczek i w końcu dorwałam tą, która miała dyżur. Zapowiedziałam, ze się spóźnię. NA szczęście dzieci jeszcze nie było.
Wracając do tematu- dojechałam, przeżyłam. O 9.20 pojawiła się mama z "X".
- O, to nie ma nikogo? A czy "Y" będzie?
- Dzień dobry, no jest Pani pierwsza i nie wiem czy ktoś jeszcze będzie.
- To ja zadzwonię do mamy "Y".

Dzwoni... Ja słyszę jedną stronę rozmowy, ale drugiej łatwo się domyślić:
- No kochana, gdzie jesteś? Przywozisz "Y" do szkoły? Nie martw się, kosmetyczkę przełożyłam nam na 10.00, manicure też. Zaraz będziesz, tak? No to czekam, buźka, pa.

- Och, no wie Pani (to do mnie) "Y" zaraz będzie, to ja zostawiam "X". Do widzenia.
- Do widzenia...

I w związku z tym dziękuję Pani "ministrze" K-R, za to że rozpętała bezsensowną burzę i konflikt między rodzicami i nauczycielami. I że zapewniła mamusiom czas na fryzjerów zamiast na przebywanie z dzieckiem. To na pewno wyjdzie dzieciom na dobre.

A żeby nie było zaraz linczu na mojej osobie: wiem, są rodzice, którzy naprawdę pracują i potrzebują tego typu wsparcia i pomocy. Tylko jakoś Ci rodzice cenią każdą chwilę z dzieckiem i starają się zapewnić mu "rodzinną opiekę". Dzieci takich rodziców trafiają do nas w czasie dyżurów sporadycznie. Tych drugich- notorycznie...
Nie mam "focha", że byłam w pracy- co roku w takich sytuacjach jesteśmy- smucą mnie takie sytuacje... i tyle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz