niedziela, 21 grudnia 2014

Zakupo-horror

Nie przepadam za zakupami. Nie wyobrażam sobie jak można spędzić kilka, kilkanaście! godzin chodząc po galeriach, czy centrach handlowych. Zakupy żywieniowe, czy "okołodomowe" załatwiam zazwyczaj ekspresowo o drodze z pracy do domu. Podchodzę do tego typowo zadaniowo- kupić to, to i to- koniec zabawy. "Oblecenie" Lidla zajmuje mi od 10 do maksymalnie 15 minut. Jeśli chodzi o ciuchy, to zazwyczaj przymierzam jedną, dwie rzeczy, biorę co potrzebuję i wychodzę. No dziwna ze mnie kobieta pod tym względem, wiem... Może to też pomaga mi przetrwać na wsi? :]

Nie lubię przedświątecznego szału zakupowego- zapchanych parkingów, przepychania się przez sklepowe alejki i wystawania w niekończących się ogonkach do kasy. Dlatego nadal nie wiem, co mnie naszło, żeby wybrać się dziś z małżem do Tesco... No szał pełen... Turlające się po podłodze pomarańcze- bo promocja, fruwająca nad głowami rukola, porozsypywane wszędzie orzeszki. Wśród tego nawoływania ciut rozhisteryzowanych matek, bo się dziecię zapodziało, nakładające się na siebie rozmowy przez komórki: gdzie jesteś? na serach. Gdzie jesteś? przy rybach...
Obiecuję sobie solennie (po raz kolejny) nigdy więcej "shoppingu" w niedzielę! Tesco- tylko w środy przed południem, Lidl tylko w tygodniu, a resztę kupię awaryjnie w wiejskim sklepie :]


I na koniec dyskusja sklepowa:
- Babcia, babcia! nie ma koperku jest tylko szczypiorek!
- To bierz szczypiorek!

No zatkało mnie...
Jak zrobić koperek ze szczypiorku pozostanie dla mnie tajemnicą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz