czwartek, 19 lutego 2015

Bregusiowa historia

Kiedy zaczęłam zupełnie samodzielne życie, "na swoim" chciałam zrobić też coś dla "innych". Zaczęłam być (bo nie pracować) wolontariuszem w schronisku dla zwierząt. Nie było to dla mnie łatwe- zresztą chyba pracownicy schronisk mają tą świadomość, bo kontakt wolontariusza ze schroniskowym środowiskiem jest bardzo ograniczony. Kiedy przychodziłam do schroniska w zasadzie zaraz przy furtce dostawałam gotowego -wyprowadzonego już z boksu i "zasmyczowanego"- psa do spacerku. Bo tym się zajmują głównie wolontariusze. Wyprowadzają, ewentualnie pielęgnują psiaki. Myślę, że to dobrze. Bo jeśli chcesz pomagać w ten sposób, to widząc te wszystkie wystające zza krat smutne i pełne tęsknoty mordki albo weźmiesz je do domu (niemożliwe), albo się załamiesz... a nie o to chodzi...
Podawanie "gotowego" psa ma więc swoje pełne uzasadnienie :]

Jednak na mnie pewnego dnia trafiła, a w zasadzie ja trafiłam na sytuację nadzwyczajną. W schronisku miała być jakaś wizytacja/ kontrola z urzędu i każdy robił co mógł. Spytano mnie czy dam radę przejść wzdłuż rzędu klatek i sypać do misek karmę... No co za problem? Jasne, dam radę. Co to za filozofia niby?
No, teraz już wiem... Przy jakiejś dwunastej, trzynastej klatce zobaczyłam w środku zwiniętego w kłębek małego doga niemieckiego. Miał pyszczek zakryty łapką, i całym swym ciałkiem pokazywał żałość swego losu. Po pierwsze- wyglądał jak dog niemiecki, po drugie- był schroniskowym smutkiem, więc stanęłam i się po prostu rozryczałam...
Niewiele myśląc poszłam do biura i zaadoptowałam tą 16-kilową kupkę nieszczęścia. Miał szczęście- był w schronisku trzeci dzień gdy go "znalazłam". Musiał tam zostać jeszcze kolejne trzy i po podpisaniu przeze mnie klauzuli "oddania właścicielowi" o ile się zgłosi trafił do nas.
To było dziewięć lat temu...
Właściciel jak się domyślasz się nie znalazł, mini dog niemiecki okazał się "psudopittbullem" i waży już 35 kilogramów... Kochamy go, mimo że jest psem- autystykiem... serio.
On chyba nas też... chociaż kto go tam wie, w końcu to autystyk...
Serio...
musi spać pod kołdrą, ale tylko na prawym boku;
na fotelu śpi tylko na lewym boku;
nieważne, że osy żądlą- jedna kiedyś ugryzła- trzeba się mścić na pozostałych (dwa razy wlazł w gniazdo...);
ropuchy pienią ryjek po zjedzeniu, ale trzeba je zjadać;
jeż- największy wróg psa;
jego największym wrogiem są małe drzewka;
Śnieg jest smaczniejszy niż woda w misce...
i tak dalej... sporo tego by się znalazło...

Brego w zasadzie nie jest do końca psem. To taki miks psa, człowieka i totalnej pierdoły :]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz