piątek, 5 czerwca 2015

Żółto... zaaaa żółto!

No tak, mieszkanie na wsi to sielanka, cud miód malina. Ptaszki świergolą (chyba że to kwiczoły- patrz post poniżej), pszczółki bzykają (patrz kilka postów poniżej), słonko przyświeca, a sosny kwitną...
Sosny kwitną i pylą...Nie, PYLĄ!
W ty, roku nastąpił jakiś sosnowy armagedon. Wszystko, dosłownie wszystko jest w żółtym pyle! Nie po dniu, dwóch, nie! Bregosłsaw po godzinnej drzemce na ganku z czarnego pseudopittbulla przeobraża się w biszkoptowego blabladora. Grafitowe mitsubishi staje się złociste. Nawet trawa jest żółta. Sosnowy pyłek jest wszędzie. Wszędzie! Na podłodze, suficie, w kubku, butach i szafie. Strach przysłowiowy "kibel otworzyć". Nie wiem, czy za oknem jest słońce, bo okna pokrywa warstwa sosnowego pyłu. Ale wiem, że popełniłam błąd. Jeden baaardzo duży błąd... zostawiłam sandały na ganku...